Opowiadanie historyczne: Kurhaus Zigankenberg
Tekst i grafika : Karolina Toczyńska Dogoterapia Baltic Wolf
*Opowieść inspirowana XIX wiecznym Gdańskiem
Szedł nieśpiesznie wzdłuż brzegu stawu. Spoglądał z niezbitą obojętnością na oblepiające się błotem ręcznie szyte, skórzane buty. Krok za krokiem posuwał się bez celu.
Bezsens....
Cały dzień drogi wyładowanym wozem, dwie naprawy koła i jedna przerwa na posiłek...tyle godzin...i teraz, kiedy był już na miejscu, kiedy mógł już z pobliskiego wzgórza zobaczyć Gdańskie mury...Ojciec zadecydował by zamiast zatrzymać się w mieście noc spędzić tutaj.
Mógłby już od paru godzin kosztować jopejskiego piwa i oglądać jarmarczne atrakcje, a zamiast tego miał widok na zielne wzgórze, folwark i staw - co za odmiana dla młodzieńca z Kaszub....
Ech...byle do jutra.
Wstaną bladym świtem i pojadą sprzedać wędliny i miód na targu. Zakupią sprawunki i wreszcie będzie mógł zobaczyć miasto, pobawić się, pożyć! Cały rok na to czekał. Od kiedy Rafał - jego starszy brat się zaciągnął do armii, to jemu przypadło w udziale być prawą ręką ojca.
Piękny dworek, uroczy stawek i cudna panorama na okolicę zamiast koić oko tylko podkreślały jego niedolę.
Nie bacząc na odświętny strój podszedł do odpoczywającego parobka i usiadł obok opierając się o drzewo.
Dopiero wtedy ją zobaczył. Stała za rogiem domu razem z matką. Na tle ciemnej zieleni ogrodu wyglądały niemal jak zjawy. Tak jasne, ciche i tajemnicze. Wpatrywały się w dal i o czymś rozmawiały, nieświadome jego obecności. Nie wiedzieć kiedy jego obojętność zmieniła się w ciekawość, a ta w pożądanie.
Postanowił, że jutro nie zostanie na noc w mieście... tylko tutaj w Kurhaus Zigankenberg...
I że musi w jakiś sposób zwrócić na siebie uwagę pięknej nieznajomej.
Tekst i grafika : Karolina Toczyńska Dogoterapia Baltic Wolf
*Opowieść inspirowana XIX wiecznym Gdańskiem
Szedł nieśpiesznie wzdłuż brzegu stawu. Spoglądał z niezbitą obojętnością na oblepiające się błotem ręcznie szyte, skórzane buty. Krok za krokiem posuwał się bez celu.
Bezsens....
Cały dzień drogi wyładowanym wozem, dwie naprawy koła i jedna przerwa na posiłek...tyle godzin...i teraz, kiedy był już na miejscu, kiedy mógł już z pobliskiego wzgórza zobaczyć Gdańskie mury...Ojciec zadecydował by zamiast zatrzymać się w mieście noc spędzić tutaj.
Mógłby już od paru godzin kosztować jopejskiego piwa i oglądać jarmarczne atrakcje, a zamiast tego miał widok na zielne wzgórze, folwark i staw - co za odmiana dla młodzieńca z Kaszub....
Ech...byle do jutra.
Wstaną bladym świtem i pojadą sprzedać wędliny i miód na targu. Zakupią sprawunki i wreszcie będzie mógł zobaczyć miasto, pobawić się, pożyć! Cały rok na to czekał. Od kiedy Rafał - jego starszy brat się zaciągnął do armii, to jemu przypadło w udziale być prawą ręką ojca.
Piękny dworek, uroczy stawek i cudna panorama na okolicę zamiast koić oko tylko podkreślały jego niedolę.
Nie bacząc na odświętny strój podszedł do odpoczywającego parobka i usiadł obok opierając się o drzewo.
Dopiero wtedy ją zobaczył. Stała za rogiem domu razem z matką. Na tle ciemnej zieleni ogrodu wyglądały niemal jak zjawy. Tak jasne, ciche i tajemnicze. Wpatrywały się w dal i o czymś rozmawiały, nieświadome jego obecności. Nie wiedzieć kiedy jego obojętność zmieniła się w ciekawość, a ta w pożądanie.
Postanowił, że jutro nie zostanie na noc w mieście... tylko tutaj w Kurhaus Zigankenberg...
I że musi w jakiś sposób zwrócić na siebie uwagę pięknej nieznajomej.
Komentarze
Prześlij komentarz